Po tacie odziedziczyłam kolor oczu, wzrost, falowane włosy, a nawet coś jeszcze. Miłość do dżinsów - choć słowo miłość może nie jest tu odpowiednie. Bądź co bądź oboje strasznie je lubimy i jeśli miałabym wymieniać najczęściej kupowaną przez nas część garderoby na pewno stanęło by na spodniach. Do szafy minimalistki mi daleko, chociażby z tego względu, że szuflady w komodzie pękają z "dobrobytu", ale w większości przypadków nie żałuję ani jednej kupionej pary. Najbardziej lubię te w vintagowym odcieniu, zaraz potem w kolejce stoją granatowe i czarne. Nie noszę ich wszystkich, każda para czeka na swój lepszy czas. I w ten oto sposób wróciłam do moich prostych dzinsów z h&m. Lekko podwyższony stan, dopasowane w pupie, a jednocześnie maksymalnie wygodne i nieuciskające brzucha. Sprawdziły się zarówno nieśmiałą wiosną, w chłodniejsze, letnie dni, jesienną pluchę jak i zimowe zawieje. A co najważniejsze ciągle tak samo dobrze wyglądają, a w tym związku trwamy już kilka dobrych lat. To samo przechodzę z moimi umiłowanymi boyfiendami, które widzieliście w niezliczonej ilości stylizacji i, o które dostałam mniej więcej tyle zapytań ile o kostium kąpielowy Triangl w czasach jego świetności. I chociaż nasz obecny status "to skomplikowane" to nawet dzisiaj wiem, że latem będzie to najchętniej noszony przeze mnie dół. Chwilowo wzięło mnie na ciemniejsze kolory i dlatego jaśniejsze poskładane czekają na słońce, a ja sama przeważnie paraduje w ciemnogranatowych, które idealnie współgrają z wielkimi swetrami, do których mam słabość. Zdecydowanie łatwiej jest mi kupić odpowiednią parę spodni, niż idealnie dopasowaną sukienkę, dlatego też zostałam dżinso-maniaczką! A Wy, w którym jesteście teamie? Spodnie czy sukienki?
marynarka / jacket - tutaj / here spodnie / jeans - h&m czapka / beanie - stradivarius buty / boots - timberland torebka / bag - o bag (kolor skała)