Czy warto podejmować nowe wyzwania?

31 stycznia 2018

Macie tak czasami, że zabieracie się za rzeczy na których kompletnie się nie znacie? Pewnie, że tak bo próbowanie to część naszej egzystencji. Już od maleńkości testowaliśmy nasze kubki smakowe, cierpliwość rodziców i przezwyciężaliśmy swoje bariery. W dorosłym życiu jest całkiem podobnie z tym, że teraz po prostu częściej się boimy. Czasami nie ryzyka, które się z tym wiąże, a po prostu samej czynności/rzeczy/bólu/emocji. Ile średnio czasu zajmuje nam podjęcie się nowej rzeczy? Takiej zupełnie obcej, na pozór kompletnie do nas nie pasującej. Ile razy zdarzyło się wam odmówić np. brukselki, bo nie lubicie, a w rzeczywistości nigdy jej nie próbowaliście? A czekolady? Prawie każdy, uwielbia ten słodki smak rozpływający się po podniebieniu i nawet nie zastanawia się przed zjedzeniem chociaż kosteczki. Stoję właśnie w takim miejscu, zastanawiając się czy spróbować znienawidzonej na pozór brukselki. Obawy przed jej smakiem, trochę hamują mój zapał do wprowadzenia jej do mojej codziennej diety, a jednocześnie ciekawość czy tak trudno ją przygotować by była smaczna i warta poświęcenia jej czasu nie dają za wygraną. Porównanie życia do warzywa może jest słabe, ale chociaż na chwilę pomogło mi się wygrzebać ze sterty wątpliwości. Bo chyba jednak ciekawość wygrywa, a wątpliwości przechadzające się po mojej mózgownicy przysłaniają plusy.  Bądź co bądź i to co nieznane, kiedyś musi być odkryte, ruszam zatem do eksperymentowania, a Was zachęcam do podzielenia się czego nowego ostatnio próbowaliście (nie musi być to jadalne :D)!

sweter / sweater - tutaj / here     spodnie / jeans - sh     buty / boots - footway





* Post powstał we współpracy z Footway

Jakie jest Twoje spojrzenie na świat?

23 stycznia 2018

zima w mieście

Nie myślałam, że styczeń będzie tak intensywny. Dobijamy do końca miesiąca, a ja w najlepsze rozkoszuję się krótkim urlopem w Warszawie u Modnej Komody. Czasami zdarzają mi się dni kiedy czas stoi niemal w miejscu. Tutaj doświadczam tego na nowo. Przy czym mam świetne towarzystwo (i niezłomne - zdecydowanie). Przy małym człowieku jakim jest Adaś dni nabierają całkowicie innego wymiaru. Są nieskończenie długie, szczególnie gdy wstaje skoro świt i nie jest chętny na wieczorny sen. Zapytacie zatem gdzie ta rozkosz? Kryje się ona w małych uśmiechach, słodkich całusach, wspólnej zabawie i wieczornym zaleganiu na kanapie z przyjaciółką u boku. W pewnym wieku przyjemności i radości nabierają zupełnie nowego formatu. Kiedyś myślałam, że przepisem na szczęście jest zabawa niemająca końca. Obecnie widzę je zupełnie gdzieś indziej, w spacerze po ukochanym lesie, w chwili z książką, w nauce cierpliwości i dumie towarzyszącej momentom, w których udało mi się zachować zimną krew. Lubię obserwować jak Młody dorasta, ale lubię obserwować również siebie, jak dojrzewam, dojrzewa moje spojrzenie na świat. A co najlepsze nie potrzebuję do tego specjalnych podsumowań. Przypomnijcie sobie jacy byliście jeszcze kilka lat wstecz i dajcie znać, czy dużo się w Was zmieniło przez ten czas? :)

sweter / jumper - tutaj / here     buty / boots - timberland     kurtka / jacket - sammydress

puchowa kurtka w stylizacji

kurtka na zimę

zielony sweter oversize

hit sezonu kurtka puchówka

zimowa stylizacja z ciepłą kurtką

Wełniany sweter na początek roku

11 stycznia 2018
sweter 100% wełna

Nowy Rok, nowa ja. Jest więc 11 stycznia, odświeżony kolor włosów, lekko skrócona fryzura, a nawet kilka pomysłów na siebie (nową oczywiście). Jest też sporo błędów ortograficznych, które co rusz niczym kłody pod nogi, wychodzą spod moich palców gdy piszę ten tekst. Więc tutaj pojawia się pewien zgrzyt, chyba ciągle śpię, nie ma więc mowy o wkroczeniu z przytupem w nowy rok. Nie jest to jednak dla mnie żaden problem, wole realizować się w swoim tempie niż pod presją i naciskiem (chociaż często z tego wynikają ciekawe rzeczy). Cóż potrzebowałam chyba cudu, żeby to odkryć, ale w końcu się udało i mam nadzieję, że pod znakiem odkryć i dobrej passy minie ten miesiąc i kolejny, a najlepiej cały rok. 
Ostatnio skusiłam się podsumować rok 2017, w postaci pozytywnych momentów, ale zapomniałam o jednym. Był to również doskonały czas lumpeksowych znalezisk. Prawdopodobnie wtedy znalazłam najlepsze swetry w swoim życiu, nie wydając majątku, a zyskując doskonałej jakości wełny i kaszmiry. Jednym z nich jest mój ogromny pasiak z kloszowanymi rękawami, który możecie zobaczyć na dzisiejszych zdjęciach. Domyślam się, że nie każdy lubi takie fasony i to dlatego stałam się jego szczęśliwą właścicielką. Dla mnie to jednak coś jak boyfriendy - takie umiłowanie do krojów, w których czuję się fantastycznie. Zresztą co tu dużo mówić, ostatnio Modna Komoda zmalowała na mojej tablicowej ścianie mój portret, w sukience i na obcasach. Na pytanie czy to aby na pewno ja, nawet nie odpowiedziała. Złapała gąbkę zmyła falbany i skrzętnie odmalowała luźne spodnie i trampki :D. Są rzeczy, które podobają nam się tak bardzo, że się z nimi identyfikujemy, kojarzymy, a nawet są jak druga skóra. Dlatego tak rzadko można zobaczyć mnie w dopasowanej sukience czy bluzce, ja po prostu kocham ich przeciwieństwa (z małymi ustępstwami oczywiście). Czy więc taka nowa ja? Chyba nowa w starej szacie, nie potrzebuję szczególnych zmian na tym tle dlatego pozostanę jaka jestem ;).

sweter / jumper - sh     botki / boots - tutaj / here

modny sweter w stylizacji

sweter oversize w paski

płaszcz zara w stylizacji

botki na niskim obcasie

botki na szpilce

Czy rok 2017 był dobry?

03 stycznia 2018

W życiu piękne są tylko chwile jak mawiał klasyk. Dlatego właśnie dzisiaj chciałam wspólnie z Wami je podsumować, ale może nie tak całościowo, a tylko rok 2017. Na pytanie co złego wydarzyło się podczas tego roku usłyszałam prostą odpowiedź. Czy to ważne? Skoro nie pamiętasz, niech tak pozostanie. Nie ma co rozpamiętywać złych chwil. A chciałam wspomnieć o tym co było, o tych ciężkich momentach, ale faktycznie nie warto do nich wracać. Przy okazji po raz kolejny przekonałam się, że mam bardzo mądrą osobę u swego boku. Napiszę zatem o tym co fajnego się wydarzyło. Bo był to długi rok, nieidealny, ale dobry, niosący za sobą lekcje pokory.
Żeby było łatwiej spoglądam na posty z poprzedniego roku, a napisałam ich trochę, więc okazuje się, że jednak dysponuję tym czasem, na który tak ciągle narzekam, ale do rzeczy. Styczeń spędziłam w rodzinnym gronie i z przyjaciółką u boku. Teraz gdy wszyscy są w rozjazdach, widzę jak wspaniały to był czas. Uśmiecham się, bo spędziliśmy go razem. Zachciało mi się wtedy wrócić do wełny i drutów. Za dzieciaka babcia uczyła mnie nakładania i przerabiania oczek. Chętnie nauczyłam się czegoś nowego, ale upragnionej czapki (do kompletu z kaszmirowym szalikiem) nigdy nie skończyłam. Teraz nastał ten moment kiedy odkopałam moją robótkę i będę dziergać dalej. I tak minął mój styczeń, pogrążona w zaspach i zgubionych oczkach, wyczekiwałam urlopu. Wypadł on akurat w lutym, kiedy to nastała prawdziwa, mroźna zima. Może i jestem piratem stokowym, ale moją głowę zaprzątał zupełnie inny wyjazd aniżeli na narty. Tydzień w Warszawie z Modną Komodą i Adasiem, pomoc i poznanie ludzika lepiej, było moim priorytetem. Spełniłam go, a po powrocie już tylko ja, kuchnia i pieczenie babeczek czy faworków na tłusty czwartek. Marzec niczym poza moją wytrwałością w dbaniu o formę mnie nie zaskoczył. Natomiast kwiecień już tak! Kwiecień to mój urodzinowy miesiąc, więc i atrakcji nie zabrakło. Dostałam fantastyczny prezent, dzięki któremu ponownie odwiedziłam Warszawę i załapałam się na koncert orkiestry symfonicznej, grającej utwory z pierwszej części Harrego Pottera :D. Dla mnie wielkiej fanki, było to niezapomniane przeżycie. W maju poszłam na krótki detoks i nie mowa o detoksie sokowym, a telefonicznym. Mój Sony na krótko przed końcem gwarancji postanowił spłatać mi figla, więc musiałam oddać go do serwisu. To było trudniejsze niż myślałam, bo jak się okazało smartfon to moje trzecie oko. Finał jednak był taki, że wszyscy od siebie odpoczęliśmy, a ja mogłam poświęcić się innym przyjemnościom np. zmianie fryzury. Czerwiec zafundował mi nowy kieszonkowy aparat, bez którego pawie nigdzie się nie ruszam. To zdecydowanie był zakup roku, dzięki któremu śmiałe plany urlopowe nabierały wyrazistości. Lipiec był czasem planowania i rezerwowania noclegów, bo pod sam koniec miesiąca ruszaliśmy w trasę. Podróżowanie motocyklem przez Bałkany to była niesamowita przygoda. Do dzisiaj śmieję się jak nad kieliszkiem wina w Belgradzie, rozpaczałam, że pewnie odholują nam pojazd na drugi koniec miasta. Co na szczęście miejsca nie miało. Po powrocie w sierpniu, szybko zregenerowaliśmy siły i wyruszyliśmy w Tatry, na Szpiglasowy Wierch. W deszczu, błocie, wietrze, udało nam się go zdobyć i zobaczyć niesamowite oblicze gór. To wtedy również odbywał się mały remont tego miejsca, by we wrześniu w końcu wyglądało spójnie i działało bez zarzutów. Idąc za ciosem zadbałam również o Instagram, na który teraz z przyjemnością zaglądam. We wrześniu również odwiedziliśmy wrocławskie Afrykarium, to była chyba moja pierwsza wizyta w zoo od 20 lat. Nie mogłabym też zapomnieć o świętowaniu pierwszych urodzin komodowego Adasia. Aż trudno uwierzyć, że już jest tak dużym kawalerem. Październik czarował swoim, najpiękniejszym złotym obliczem. Spędziłam go w towarzystwie jurajskich widoków, ale i ulewnych, warszawskich deszczy. Kolejny koncert orkiestry symfonicznej, nie mógł nas ominąć. Listopad to czas pierwszego śniegu i wspaniałych informacji. Bobas wybrał mnie na matkę chrzestną! Lepiej być nie mogło :).
O grudniu pisać nie będę, pokaże go Wam. A kolorem przewodnim, niech będzie czerwony, symbolizujący Święta.




Plany? Wszelkie łzy teraz chcę zamienić w uśmiech, a piękne słowa i obietnice sobie dane w czyny. Zrezygnowanie z "jakoś" jest moim celem. Dajcie znać jak poradziliście sobie w 2017 i jakie oczekiwania macie od 2018 roku i samych siebie :)