Mam ostatnio wielką rozkminę na temat upodobań. Często jestem jak pijawka, jak sobie coś przypodobam i coś się sprawdza to już nie chce (mi się) tego zmieniać. Przykładów jest wiele, przychodzą znajomi w kółko piekę jedno i to samo - czekoladowe ciasto, które zawsze wychodzi. Ubieram się do pracy najlepiej w to co lubię, a jeśli jest wygodne to ląduje na przydługiej liście komfortowych rzeczy. Umiłowałam sobie też bycie kreatywną, chociaż wydaje mi się, że byłam taka od zawsze. Jedyny problem, to że moje obroty zwolniły.
Ostatnio trzaskałyśmy zdjęcia jak szalone, a to dlatego, że Modna Komoda wpadła w odwiedziny do rodzinnego domu i chciałyśmy jak najbardziej produktywnie wykorzystać ten czas. Dres to oczywiście jedna z wielu opcji, które przygotowałam. Wiele z nich to, aż dziwne bardziej eleganckie propozycje w spódnicy czy sukience. Doszłyśmy jednak do wniosku, że do mnie to jednak przyrosły boyfriendy i z tym się właśnie kojarzę. Nie zmieni tego ani biały kołnierzyk, ani nienagannie odprasowana sukienka.