No i znowu nastał czas przemyśleń i postanowień, a ja bez zmian, nie planuję za bardzo i nie kombinuję. Gdy ostatni raz zaplanowałam sobie (chociaż muszę sporo cofnąć się w czasie, bo akurat taki moment sobie przypomniałam), że w jeden dzień muszę się opalić, oczywiście, że spełniłam ten niecny plan. Byłam piękna i czerwona, o bólu łydek nie wspominając, ale w sumie byłam dumna, że w końcu się udało. Był to jednak plan nie wybiegający za mocno w przyszłość. W innym przypadku nie potrafiłabym się upilnować, szybko bym zapomniała, albo odpuściłabym gdyby coś zdecydowanie nie szło po mojej myśli.
Pakowanie prezentów to ta część świątecznych przygotowań, którą lubię najbardziej. Papiery, gotowe torebki, celofany, możliwości jest naprawdę wiele. Ja w tym roku postawiłam na szary i złoty papier pakowy oraz trochę wyobraźni. No i przede wszystkim zaczęłam nieco wcześniej niż zwykle, bo ostatnio o mały włos nie spóźniłam się na Wigilię. Zatem zarezerwujcie sobie popołudnie i świetnie się bawcie.
Właśnie mija rok od mojej przeprowadzki. Zupełnie bym o tym zapomniała, ale jest grudzień, taki sentymentalny czas i to prawdopodobnie dlatego ostatnio tak często o tym myślę. Pamiętam, że ciężko było mi się przyzwyczaić do tych wszystkich nowości i długo czułam się nieswojo. Niby moje cztery kąty, moje zakamarki, ale trudno było tak w stu procentach przywyknąć. Inne kolory na ścianach, wszystko poustawiane w zupełnie innych miejscach i ja gdzieś zagubiona w tym wszystkim.
Pomysłów na świąteczny prezent jest całe mnóstwo, mnie jednak zależało, żeby nie powtarzać propozycji z ubiegłego roku i wprowadziłam trochę świeżości do corocznej listy. Rzeczy, które wybrałam, są ogólnodostępne w sieci i w bardzo różnym przedziale cenowym. Mam nadzieję, że ułatwię Wam poszukiwania, ale jeśli nie podobają Wam się te produkty to zajrzyjcie TUTAJ i TUTAJ, gdzie znajdziecie inne koncepcje na udany podarunek.
Patrząc na te zdjęcia, bardzo miło wspominam moją wycieczkę do Warszawy, a w zasadzie nie do samej stolicy co do mojej Komody i jej pierworodnego. Kosmiczną miałyśmy pogodę! To był dokładnie ten dzień kiedy doświadczyłyśmy chyba wszystkich pór roku w ciągu godziny! Kilka podejść do wyjścia na zdjęcia, tysiące spojrzeń w okno i długo wyczekiwany moment. Idziemy! Rzeczywiście idealnie się wstrzeliłyśmy. Ostatnie podrygi słońca są tego dowodem.
Pisałam Wam kiedyś o moim stosunku do trendów, nie szaleje na ich punkcie. Czasem wybiorę coś dla siebie i albo się to przyjmie albo nie. Z bomberkami to był strzał w dziesiątkę! Już jako mała dziewczynka nosiłam bluzy o podobnym kroju. Świetnie się w nich czułam i jak widać po dzisiejszych i wcześniejszych zdjęciach, zostało mi to do dziś.
Jesień to najlepsza pora roku do odwiedzenia Jury. Taka złota, ciepła i przyjemna sprawia, że widoki i doznania estetyczne zapierają dech w piersiach. Byłam już w wielu miejscach, uwielbiam morze, góry, egzotyczne klimaty, ale sercem zawsze najbliżej mi do tych widoków i skał, porozrzucanych tak blisko, pod nosem. Może czasem narzekam na miejsce w którym mieszkam, ale na okolicę nigdy!
Opowiedziałam Wam już chyba wszystko o naszej letniej podróży, ale tak naprawdę niewiele pokazałam. Czas to nadrobić i dlatego właśnie dzisiaj skleiłam w jedną całość masę zdjęć z całej trasy. Część z nich już gdzieś publikowałam, niektóre nie ujrzały jeszcze światła dziennego. Wszystkie jednak przywodzą wspaniałe wspomnienia. Mam nadzieję, że w ten deszczowy dzień i na waszych twarzach wywołają chociaż delikatny uśmiech :)
Przyznam się Wam do jednej rzeczy, takich zakwasów dawno nie miałam! Wystarczyło włożyć dwa razy botki na obcasie, wcale niewielkim, w sumie to niskim nawet, żeby zrobić sobie niezły wycisk. Doszłam jednak do wniosku, że to już dobry czas, żeby wyciągnąć pełniejsze buty, a Birkenstockom pozwolić zapaść w jesienno-zimowy sen. No i bądźmy szczerzy do tego kompletu to już ewidentnie botki muszą być.
A swoją drogą szukam jakiś fajnych, nieocieplanych, czarnych butów pasujący do boyfriendów, rurek i sukienek, czyli czegoś naprawdę uniwersalnego. Botki z dzisiejszego posta uwielbiam i mam już kilka dobrych lat - co zresztą widać. Są nieźle sfatygowane i potrzebują godnego zastępstwa. Dlatego pytanie do Was, gdzie znajdę coś fajnego, w dobrej cenie?
komplet / knitwear - mosquito botki / boots - bershka torebka / bag - zara
Otwieramy nowego JOY BOXA (dostępny TUTAJ) wypełnionego po brzegi kosmetycznymi niespodziankami. Letnia edycja wypadła całkiem fajnie, odkryłam nawet kilku swoich ulubieńców. Co takiego wkradło się w moje łaski?
Pewnie każda z Was już ma za sobą wybór zestawu startowego, a właściwie pędzlowego, który sprawdziłby się dobrze na początku makijażowej drogi. Jeśli jednak nie, mam dla Was bardzo fajny zestaw i zupełną nowość od marki Nanshy. Ja swoją przygodę zaczęłam od jakiś zwykłych pędzi z Ebay. Byłam całkiem zadowolona, ponieważ tak naprawdę nie miałam żadnego porównania. Obecnie stary zestaw porzuciłam, a jak już się maluję, to tylko w najlepszym towarzystwie. Miałam sporo czasu by zaznajomić się z pędzlami Nanshy, i wybrać te, które najlepiej się u mnie sprawdzają. Zdecydowanie są to: pędzel do pudru, podkładu i wachlarzykowy.
Słoneczna pogoda skłania mnie do coraz to mniejszej porcji makijażu. Nie lubię, kiedy po godzinie od całego przedsięwzięcia, spływa wszystko, a ja świecę się jakbym dopiero wyszła z kąpieli. Nie mam problemu pokazywania się naturalną. W weekendy właśnie staram się dać odpoczywać swojej skórze. Pozwoliłam sobie na to również teraz.
Czy moda na sandały z pomponami zawróciła Wam w głowie? Mam dla Was przepis na to jak stworzyć takie małe cuda własnoręcznie. Moje sandałki to najzwyklejsze, karmelowe buty kupione na promocji. Takie zazwyczaj się u mnie sprawdzają, ale doszłam do wniosku, że chciałabym je jakoś urozmaicić. Kolorowe pompony to świetny, tani i efektowny sposób na ozdobienie swojego letniego obuwia. Jak je zrobić? Przepis jest całkiem prosty!
Najnowszy Joy Box to skarbnica naturalnych kosmetyków. Tym razem w pudełku znajdziemy nie tylko coś dobrego do twarzy, ale również całego ciała, a mogłabym nawet pokusić się o stwierdzenie, że i ducha. Po otwarciu pudełka uderzy nas przepiękny zapach, zachęcający do sprawdzenia co znajdziemy głębiej. A tam, same znakomitości, zobaczcie sami! Joy Box do kupienia - na joy.pl/joybox
Ten tydzień był naprawdę wyjątkowy. Rozpoczął pierwszy dzień lata, jak na tę porę roku przystało, konkretnie i gorąco. W tym tygodniu wypadł także Dzień Ojca. Spędziłam go właśnie z moim tatą, najdzielniejszym fotografem, jaki mi towarzyszył. Potrafiącym o piątej rano spełniać zachcianki swojej małej córki. Kochającym tak po prostu. Był to również czas, w którym przebiegłam kolejne kilometry i postawiłam sobie poprzeczkę wyżej niż sięga mój wzrok.
Dziś słońce gdzieś się ukryło, to nic bo ja przychodzę do Was w jego towarzystwie. Pomimo, że na czarno to w świetnym nastroju. Pomimo, że poniedziałek - również. Dzisiejsze zestawienie, to nie komplet, chociaż bardzo go przypomina i chyba dlatego tak bardzo mi się podoba.
Bluzka odsłaniająca ramiona, to absolutnie mój hit. Może nie do końca przypomina Wam te klasyczne hiszpanki, ale w takiej wersji również ma swój urok. Możemy odsłonić oba ramiona, jedno lub wcale. Pasuje do spódnicy, spodni czy nawet szortów, których właśnie poszukuję w wersji czarnej. Niesamowicie uniwersalna rzecz, a jednak dość efektowna.
To ja, mała Kejt. Widzicie u mnie coś dziwnego? Tak, tak, porzuciłam na chwilę moje ulubione podarte spodnie, Conversy i luźną bluzę. Zastąpiłam je dopasowanym kombinezonem i szpilkami, co sprawiło, że od razu poczułam się jakoś poważniej i doroślej. Buty na obcasie dodały mi nie tylko +9 do wzrostu, ale również pewności siebie.
Najwyższy czas otworzyć przed Wami wiosennego Joy Boxa. Tym razem, duży udział przy wyborze kosmetyków braliśmy my. Do podstawy pudełka dobieraliśmy aż 5 produktów według własnych upodobań, co w sumie dawało aż 10 kosmetyków, z różnych kategorii. Z wiosennym boxem dbamy zarówno o ciało, włosy, jak i makijaż. Ja jednak skupiłam się na pielęgnacji, dlatego kolorówki akurat u mnie nie doświadczycie. To co, otwieramy? :)
Do moich dwudziestych urodzin z niecierpliwością czekałam na kwiecień. Nie mogłam się doczekać, kiedy zdmuchnę kolejną świeczkę i wkroczę w pełni w dorosłe życie. Teraz gdy mam dwadzieścia pięć lat za sobą, trochę się pozmieniało. Już nie kwietnia wyczekuję, a maja. Bliżej mi do niego, do kwitnących bzów, do słońca i przyjemności. Jestem jak chodząca bateria słoneczna, pożeram ile się da, a później nakręcam do działania. Kwiecień nie do końca dał mi taką możliwość. Maj natomiast od samego początku jest jakiś taki łaskawy.
Kwiecień był bogaty w nowości kosmetyczne,a to za sprawą Joy Boxa. Dziś pierwsza z dwóch odsłon, czyli edycja specjalna od Loreal. Miałam trochę czasu by wypróbować każdy z produktów i zobaczyć jak sprawdzą się u takiego wrażliwca jak ja.
Nie tak dawno temu bałam się nakładać na twarz cokolwiek innego niż Effaclar Duo. Przekonałam się jednak, że jeśli kremy stosuję naprzemiennie, nic złego się nie dzieje. W końcu podstawą zdrowej skóry jest odpowiednie nawilżanie i odżywanie.
Olejkowe pudełko nie skupia się tylko na twarzy. Można w nim znaleźć również dwa odżywcze produkty do włosów. Czytajcie dalej i dajcie znać czy przyciągnęły Waszą uwagę.
Kilka minut na słońcu i człowiek od razu nabiera chęci do życia, potwierdzam to ja Katarzyna M. To chyba jego najbardziej mi brakowało przez ten ponury okres. Byłam bardziej przygnębiona, apatyczna, mniej mi się chciało. Teraz jest zupełnie na odwrót. Zaaplikuję sobie taki promień i jestem jak nowo narodzona.