Wracam dokładnie po tygodniu nieobecności. Niestety nie z nową energią, bo pomału czuję, że coś próbuje mnie rozłożyć na łopatki. Nowy tydzień zatem, zaczynam od Gripexu, w nadziei, że szybko poczuję się lepiej.
Przeszły ze mną naprawdę wiele. Leśne wyprawy, żwir pod stopami, kilometry po bruku. I kiedy ostatnio jakimś cudem przyczepił się do nich kamień wielkości obcasa, a ja tego nawet nie poczułam i żwawo dreptałam dalej, byłam w szoku, że to przetrwały. Mam chyba niezniszczalne buty! Otworzyłam w nich jesienny sezon. Spędziłam wspaniałe chwile i ciągle czekam na więcej.
Kolejny box trafił w moje ręce i muszę się powtórzyć, nie ma lepszego kosmetycznego pudełka. Dzięki ostatniemu Joy Boxowi odkryłam naprawdę świetną odżywkę do włosów i doskonały krem na dzień - w ekstra cenach. Tak naprawdę, każdy produkt z poprzedniej edycji wykorzystałam. Jak zapowiada się letnia odsłona? Zobaczcie sami!
Mówię o sobie stara herbaciara, a to dlatego, że wlewam w siebie hektolitry tego pysznego płynu. Już jako dzieciak siadałam z moją babcią w fotelu i popijałyśmy zieloną herbatę z imbryka. Możecie się dziwić, że polubiłam ten smak tak wcześnie. A jednak! Moja babcia potrafiła przekonać mnie do wszystkiego i zaszczepiła miłość do zielonej herbaty. Po dziś dzień to mój ulubiony herbaciany napar, który pobija na łeb na szyję nawet te wszystkie świąteczne cuda.