Jak już pewnie wiecie kombinezony to jedne z moich ulubionych, letnich ubrań. Odkryłam jednak, coś jeszcze fajniejszego, a równie wygodnego.
Mam wrażenie, że latem moja lista życzeń się nie kończy. Na kupce piętrzy się coraz to wyższa wieża z koszulek, a półka ugina pod ilością szortów. Są to jednak rzeczy, które dobrze mi służą, które lubię i wiernie do nich powracam. Są też rzeczy które chętnie powiesiłabym na wieszakach w szafie i ułożyła na półkach - to właśnie o nich będzie dzisiejszy wpis.
Lato to doskonała pora na frędzle. Tworząc dzisiejszy wpis szybko wpadło mi do głowy, że nieco podobny pojawił się w 2013 roku. Co prawda elementy stroju trochę się różnią, ale zamysł jest podobny.
Odkąd sięgam pamięcią zawsze miałam wielki sentyment do naszego, polskiego morza. Od momentu kiedy regularnie zaczęłam spędzać sezon na Wybrzeżu byłam pewna, że znalazłam swoje miejsce na Ziemi. Mawia się, że wszędzie dobrze, ale najlepiej w domu...ja miałam wrażenie, że to jest właśnie mój drugi dom.
Czekałam na taki weekend! Pełen słońca, wolnego czasu do rozdysponowania na wszystkie te czynności, na które nie mogę sobie pozwolić od dawna lub z powodu kapryśnej pogody. Na zaróżowienie się. W tym oczywiście nie znam umiaru i po dzisiejszych kilku godzinach w kajaku jestem czerwona - nierównomiernie (a jakżeby inaczej) i obolała.