Mamy koniec roku, w sumie całkiem dobrego jak się dłużej zastanowić. A grudzień to już w ogóle był przełomowy.
Świąteczny czas nie był dla mnie łaskawy, jednakże doceniam go jeszcze bardziej, mimo, że odpoczynek na kanapie ograniczyłam do minimum. Zamiast leżeć i pachnieć upiekłam kawał pysznego makowca i dwie partie pierników. Wszystko polane czekoladą i obsypane orzechami powędrowało do rodziny i przyjaciół.
W tym roku w natłoku grudniowych wrażeń, nie udało mi się wszystkich prezentów kupić jeszcze w październiku/ listopadzie. Lubię je gromadzić z wyprzedzeniem, jednakże gdy mniej więcej wiem na co się zdecydować, zakupy stają się o wiele prostsze, nawet na kilka dni przed Wigilią.
Dziś przygotowałam dla Was mały poradnik, abyście mogli w spokoju kupić pierwsze lub brakujące prezenty. Moje propozycje to przedmioty w różnym przedziale cenowym, dostępne w sieci, ale nie tylko. Szybko znajdziecie te same upominki i ich zamienniki również w sklepach stacjonarnych.
Gdyby było Wam mało, zerknijcie również we wpisy z poprzedniego roku i ostatni, ze zbiorem rzeczy wartych uwagi, który stworzyłam z okazji dnia darmowej dostawy. Myślę, że wiele z nich sprawiłaby radość obdarowywanemu.
Dzisiejszy zestaw przypomina mi jeden ze strojów, który przewinął się przez bloga w marcu. Wtedy również towarzyszył mi aztecki wzór i granatowy kolor.
Dziś przychodzę do Was z nową odsłoną Joy Boxa i to w rozmiarze XL! Jak zwykle piękny design pudełka doskonale dopełnia zawartość, która tradycyjnie mnie nie zawiodła. Tym razem prym wiodą kosmetyki do pielęgnacji dłoni i stóp. Jednakże miłośniczki makijażu również znajdą tu coś dla siebie. Ciekawi? To zaglądamy do środka!
Do tej pory wydawało mi się, że najtrudniejszym zakupem jakiego mogę dokonać jest zakup spodni. Ostatnio jednak nie miałam z tym problemu i jak się okazało dużo większym kłopotem jest znalezienie małej, ładnej sukienki. O ile na co dzień jeszcze mogłabym coś wyszukać, o tyle ostatnie poszukiwania sukienki odpowiedniej na wesele, za każdym razem kończyły się fiaskiem.
Mój wieloletni związek nauczył mnie mniej kręcić nosem na nowe rzeczy. Sceptycznie podchodzę do nowości, szczególnie takich, w których muszę opuścić swoją strefę komfortu. Przychodzi mi to już coraz łatwiej i chętniej robię rzeczy, o których wcześniej myślałam, że są dziwne lub zarezerwowane tylko dla facetów.
Dziś już widziałam dwa wpisy na różnych blogach z naszyjnikami od Happiness Boutique. Dziewczyny trochę mnie ubiegły (domyślam się, że nie uprawiają lenistwa w każdej możliwej sekundzie), ale już doganiam je na prostej i pokazuje swoje cacko.
Recepta na jesienny wieczór - czyli kubek gorącej herbaty i ulubiona książka
02 października 2015
To już ten czas kiedy ulubioną rozrywką na jesienne wieczory są posiadówy z książką i kubkiem gorącej herbaty. Ja tak mam i wiem, że wiele z Was również.
Przeszły ze mną naprawdę wiele. Leśne wyprawy, żwir pod stopami, kilometry po bruku. I kiedy ostatnio jakimś cudem przyczepił się do nich kamień wielkości obcasa, a ja tego nawet nie poczułam i żwawo dreptałam dalej, byłam w szoku, że to przetrwały. Mam chyba niezniszczalne buty! Otworzyłam w nich jesienny sezon. Spędziłam wspaniałe chwile i ciągle czekam na więcej.
Kolejny box trafił w moje ręce i muszę się powtórzyć, nie ma lepszego kosmetycznego pudełka. Dzięki ostatniemu Joy Boxowi odkryłam naprawdę świetną odżywkę do włosów i doskonały krem na dzień - w ekstra cenach. Tak naprawdę, każdy produkt z poprzedniej edycji wykorzystałam. Jak zapowiada się letnia odsłona? Zobaczcie sami!
Mówię o sobie stara herbaciara, a to dlatego, że wlewam w siebie hektolitry tego pysznego płynu. Już jako dzieciak siadałam z moją babcią w fotelu i popijałyśmy zieloną herbatę z imbryka. Możecie się dziwić, że polubiłam ten smak tak wcześnie. A jednak! Moja babcia potrafiła przekonać mnie do wszystkiego i zaszczepiła miłość do zielonej herbaty. Po dziś dzień to mój ulubiony herbaciany napar, który pobija na łeb na szyję nawet te wszystkie świąteczne cuda.
Obiecuję, obiecuję i słowa nie dotrzymuję. Mowa oczywiście o regularnych wpisach. Poczułam jednak wyrzuty sumienia. Często tak mam, że przez moje lenistwo, czy zmęczenie po całym dniu ciężko mi zmusić się do spędzenia kolejnej godziny przy komputerze i przelania myśli na nowy post. Staram się wtedy po prostu nic nie robić, nic produktywnego i zbyt wymagającego. No, ale tak na dłuższą metę być nie może.
Ostatnio przypomniałam sobie o "Operacji remont", a to za sprawą zbliżającej się przeprowadzki. Wiem, że od kilku miesięcy o tym trąbie, ale Ci którzy sami walczyli z odpadającą farbą z sufitu, kaflami, pyłem błądzącym po zakamarkach mieszkania, dobrze wiedzą jak pracowite i czasochłonne to zajęcie. Obstawiam, że jeszcze miesiąc i jesteśmy na mecie. Dlatego do idealny czas na kolejną porcję linków do sklepów z ciekawymi akcesoriami do domu. Być może o wielu z tych miejsc jeszcze nie słyszeliście, pora to nadrobić!
TUTAJ znajdziecie pierwszy wpis z serii i sporo sklepów z rewelacyjnym asortymentem.
TUTAJ znajdziecie pierwszy wpis z serii i sporo sklepów z rewelacyjnym asortymentem.
Mam wrażenie, że latem moja lista życzeń się nie kończy. Na kupce piętrzy się coraz to wyższa wieża z koszulek, a półka ugina pod ilością szortów. Są to jednak rzeczy, które dobrze mi służą, które lubię i wiernie do nich powracam. Są też rzeczy które chętnie powiesiłabym na wieszakach w szafie i ułożyła na półkach - to właśnie o nich będzie dzisiejszy wpis.
Lato to doskonała pora na frędzle. Tworząc dzisiejszy wpis szybko wpadło mi do głowy, że nieco podobny pojawił się w 2013 roku. Co prawda elementy stroju trochę się różnią, ale zamysł jest podobny.
Odkąd sięgam pamięcią zawsze miałam wielki sentyment do naszego, polskiego morza. Od momentu kiedy regularnie zaczęłam spędzać sezon na Wybrzeżu byłam pewna, że znalazłam swoje miejsce na Ziemi. Mawia się, że wszędzie dobrze, ale najlepiej w domu...ja miałam wrażenie, że to jest właśnie mój drugi dom.
Czekałam na taki weekend! Pełen słońca, wolnego czasu do rozdysponowania na wszystkie te czynności, na które nie mogę sobie pozwolić od dawna lub z powodu kapryśnej pogody. Na zaróżowienie się. W tym oczywiście nie znam umiaru i po dzisiejszych kilku godzinach w kajaku jestem czerwona - nierównomiernie (a jakżeby inaczej) i obolała.
Blog to idealne miejsce do nawiązywania wirtualnych znajomości. Jeszcze przyjemniej gdy osoby, z którymi wcześniej wymieniało się setki wiadomości, można wyściskać w codziennym życiu. Ja jestem starym wstydziochem i przyznaję się, że ciężko było mi do tego spotykania z dziewczynami dojrzeć. Jednak w końcu się udało i wiecie co? Żałuję, że tak późno!
Długi weekend, a jednak taki krótki. Śmignął tak szybko, że gdyby nie spotkanie z dziewczynami w Chrzanowie i przyjazd Komodnej pewnie nie zdążyłabym zupełnie go złapać i zapisać w pamięci.
Pewnie powtórzę się po raz setny, ale jestem ogromną fanką naturalnych kosmetyków. Nie znaczy to, że ograniczam się tylko do produktów eco, chociaż jeśli chodzi o nawilżacze mogłabym używać tylko tych trzech produktów ze zdjęcia powyżej i Tołpy, którą mogliście oglądać we wpisie o pudełku Joy Box.
Jak zachować się na spotkaniu? Jak się przedstawiać? Jak wiele o nas mówi mowa ciała? Na te i wiele innych pytań związanych z zasadami savoir vivre odpowiada Dorothea Johnson (specjalistka w dziedzinie dobrych manier) i jej wnuczka Liv Tyler w książce "Współczesne maniery". Jak mnie spodobała się ta pozycja? Czytajcie dalej!
Zdaje się, że popadłam w romans...nie taki oczywisty, bo z czernią. Byłam z nią trochę na bakier, odpoczywałam od niej i nie planowałam większego powrotu, bo swego czasu otaczała mnie z każdej strony. Czarna kredka na oku i jeszcze czarniejszy tusz, spodnie bluzka, sweter...wszystko na czarno. To były dawne czasy, wtedy jeszcze nie wiedziałam, że zdobycie się na kolor będzie takie trudne.