Gdyby nie fakt, że jest tak ciepło pewnie wybrałabym zestaw ze spodniami. Dziś jestem wyjątkowo marudna, a to za sprawą zatkanego nosa i generalnego wkurzenia na samą siebie, że przeziębienie nie mija mi od piątku. Stąd pomysł na spodnie, co by nie zmarznąć przecież. Jednak nawet ja, zmarzluch, przy temperaturze 30 stopni wymiękam. Wkładam przewiewną sukienkę, błękitne buciki z Avaro, na nadgarstek naciągam bransoletki i czekam na moment kiedy nasycenie barw osiągnie poziom, w którym i mój nastrój ulegnie poprawie. No i uległ :). Czy Wy też tak macie, że odrobina koloru przywołuje uśmiech na usta?
Zawsze uwielbiałam proste, jednolite materiały. Kto by pomyślał, że ja miłośniczka basiców tak bardzo się zmienię. Biały tiszert to podstawa w moich codziennych stylizacjach, jednak coraz częściej sięgam również po wzorzyste ubrania. Były już kwiaty, konie, a dzisiaj będą ptaszki. Sukienka w ten wzór to nowość w mojej szafie, zwiewna, urokliwa, ze słodkim kołnierzykiem. Co tu dużo mówić, marzyłam o takiej sukience od dawna (znajdziecie ją TUTAJ). A wy macie jakieś ulubione motywy na ubraniach?:)
Przy obecnej pogodzie mogłabym na okrągło chodzić w koronkach, delikatne, przewiewne, kobiece, a kiedy trzeba niezobowiązujące. W moim przypadku ostatnia opcja chyba doskonale określa ten zestaw. Sukienka niedawno obchodziła pierwsze urodziny, nie świętowałyśmy jakoś specjalnie, ale dziś na łamach bloga muszę ją chociaż pochwalić. Niby rok za nią, a nadal świetnie się prezentuje. No może gdzieś dynda jakaś "rozbawiona" nitka, ale jedno ciecie nożyczek i wygląda jak w dniu zakupu. Płaski but w postaci balerin od Sarenzy to dopełnienie niezobowiązującej słodyczy. Czasami trzeba porzucić obcasy i rozkoszować się wygodą. Zdecydowanie polecam sprobować ;)
Ostatnio często wspominam o kolorach, czerń pomału schodzi gdzieś na dalszy plan, a królują pastele i intensywne barwy. Tak jak zapowiadałam dziś nastąpi boom kolorystyczne, nie wiem jak Wam, ale dla mnie to idealne połączenie. Chaber, koral trochę azteckich wzorów, niby wiele, może nawet na pierwszy rzut oka za wiele, ale w rzeczywistości nic się ze sobą nie gryzie, a raczej doskonale współgra. Delikatne tkaniny z których została wykonana marynarka i top świetnie sprawdzają się w cieplejsze dni. Lubię takie przewiewne materiały, gdyż czuję się w nich lekko i komfortowo. Ciuszki pochodzą ze sklepu internetowego Supre. Gdy tylko je zobaczyłam wiedziałam, że muszą wystąpić razem. A Wy zmienilibyście coś? :)
I've often written about colors. Today they play a major role in the set. Cobalt, coral, and aztec print look great together. And of course I can wear it however I like - together or separately. Delicate fabrics made the jacket and the top perfect for warmer days.
I like airy materials because I feel comfortable and easy in it. Clothes come from an online store Supre. It's worth seeing it, because those things are really remarkable. I also recommend the blog beyourownbrand.com.au. How do you like my set? Would you change something in it? :)
Koszula w konie wylądowała ostatnio na allegro, chętnych na nią nie było wiec pozwoliłam sobie urozmaicić mój dzisiejszy zestaw (jak dobrze,że się nie sprzedała! :)).
Wcześniej obawiałabym się takiego połączenia kolorystycznego, ale z każdą kolejną stylizacją czuję się coraz pewniej i mam ochotę poszaleć kolorem. Więc czemu nie fiolet i chaber plus troszkę spokojnego beżu w postaci mojego ostatniego second handowego zakupu (w końcu znalazłam płaszcz, który podobałby mi się w stu procentach) oraz balerin ze sklepu internetowego Sarenza. W takiej mieszance barw czuje się świetnie, ale poczekajcie, już niebawem nadejdzie wielkie boom ;)
Gdy panuje 30 stopniowy upał, staram się nie zakładać futra czy botków - mój strój może się wydać nieadekwatny do panującej pogody, ale nie obawiajcie się, mnie przegrzanie nie grozi :). Na szczęście wieczory bywają chłodniejsze i po gorącym dniu można się zrelaksować podczas spaceru. W takich okolicznościach przyrody przyodziewam mojego futrzaka, wkładam ręce do wypchanych już kieszeni i dumnie kroczę przed siebie. Dobrze jest czasami znaleźć chwilę i zwolnić tempo.
futerko - sugarlips koszula - bershka spodnie - no name buty - cutesyshoes torebka - click fashion
Dzisiaj kilka słów o nowościach kosmetycznych, które u mnie
zawitały.
Na pierwszy ogień pójdzie peeling do ciała Miraculum, La Rose, który otrzymałam
do testów od portalu urodaizdrowie. Jest to peeling cukrowy i przez „cukrowy”
w nazwie chciałam go przetestować i sprawdzić czym różni się od tych z którymi
miałam wcześniej do czynienia. Przede wszystkim fajna, gęsta konsystencja, nie
lejąca się. Jest to o tyle wygodne, że podczas nakładania produktu na wilgotną
skórę nie „ucieka” i rozpływa się w dłoniach. Grube ziarna zawarte w peelingu
nie są ostre, masują, przyjemnie łaskoczą i przede wszystkim usuwają martwy
naskórek. Po jego użyciu na skórze pozostaje jakby oleista warstwa, co jest
dość dobrym rozwiązaniem, gdyż odczuwamy, że skóra zostaje naprawdę dobrze
nawilżona. Przez klika godzin po zastosowaniu odczuwamy różany zapach na skórze
(na początku mnie drażnił i wydał się dość dziwny, teraz jednak do niego
przywykłam i jest całkiem przyjemny). Co do powłoczki, która pozostaje na
skórze, nie zauważyłam aby brudziła ubrania, ale faktycznie ściera się.
Chciałabym również zaznaczyć, że w składzie peelingu znajdują się składniki
pochodzące z upraw ekologicznych, dla mnie - miłośniczki kosmetyków naturalnych
to bardzo miła wiadomość.
Lakiery do french manicure Bell również pochodzą z portalu
urodaizdrowie. Wcześniej nie posiadłam jakiegoś szczególnego talentu do francuskiego
manicure, ale metodą prób i błędów doszłam już do jakiejś wprawy. Konsystencja
białego lakieru Art Cover nieco mnie zawiodła, była dość „kleista”, jednak do
robienia końcówek się sprawdziła, natomiast mleczny lakier Colour Finish był idealny –
świetne pokrycie płytki paznokcia, doskonała konsystencja. W zestawie był
również szablon do robienia wzorków, przyznam, że całość zmarnowałam przy
pierwszym podejściu. Za każdym razem, lakier odchodził razem z naklejką,
dlatego pozostałam przy klasycznym, nieprzekombinowanym manicurze. Muszę go
pochwalić za jego trwałość, wytrzymał na paznokciach prawie dwa tygodnie, bez
odprysków czy poprawek. Uważam to za bardzo dobry wynik.
Jak już wspominałam uwielbiam kosmetyki naturalne i bez
parabenów (tym bardziej, że mam bardzo wrażliwą cerę). Do marki Sanoflore
wracam często, gdyż sprostała moim wymaganiom. Tym razem chciałam wam
przedstawić kosmetyk o zapachu kwiatów do demakijażu twarzy i oczu. Sam zapach
mnie kojarzy się z kremem mojej babci z przed lat. Bardzo delikatny i
przyjemny. Lubię sięgać po ten kosmetyk gdy mam do czynienia ze zmywaniem
eyelinera, w moim przypadku świetnie się sprawdza. Oczy są czyste,
niepodrażnione, a nawet nawilżone. Nie ma mowy o zaczerwienieniach. Jeśli
chodzi o twarz to również nie mam zastrzeżeń. Buźka jest miękka i oczyszczona.
fot. Ja
Słysząc wiele pochlebnych opinii o olejku Alterra,
postanowiłam go zakupić. No i nie wiem jak osoby, które go stosowały, ale ja
jestem zachwycona. Stosuję go do wszystkiego, poważnie. Po kąpieli wcieram go w
wilgotną skórę, wcieram we włosy, a nawet stworzyłam sobie z niego domowy
peeling do twarzy.
Jeśli chodzi o włosy (bo kupiłam go właśnie z myślą o nich) postawiłam na
olejowanie. Nakładam olejek na włosy wieczorem, a rano przy pomocy szamponu
zmywam z głowy. Włosy są zdecydowanie miększe. Póki co używam go dwa tygodnie,
jednak z czasem mam nadzieję, że olejek wygładzi i zregeneruje moje przesuszone
włosy. Na razie idzie mu bardzo dobrze.
Znacie może te produkty? A może postanowicie poznać?:)
Pewnie nie wspominałam, że na blogu w najbliższym czasie zrobi się kolorowo, dzisiaj to nawet lekko neonowo. W każdym razie mam nadzieję, że moje wariacje na temat kolorów przypadną Wam do gustu. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam na oczyska ten sweterek i spódnicę, od razu wiedziałam, że muszą wystąpić razem w zestawie. Jak widać miłość od pierwszego wejrzenia nie dotyczy tylko ludzi, ubrania również mogą wywołać tak skrajne uczucia. Chyba, że tylko ja jestem takim przypadkiem?:)
P.S. Gdańskie kamienice są doskonałym tłem do zdjęć ;)
Witajcie! Jest mi niezmiernie miło, że odwiedzaliście Rogala podczas mojej nieobecności, a Modnej Komodzie muszę podziękować wszem i wobec, że tak ładnie się nim zaopiekowała. No cóż, tydzień minął jak jeden dzień. Już po moich wakacjach, przyznam, że był to aktywny wypoczynek, podczas którego nie zabrakło słońca, wiatru, zwiedzania wielu miejsc, o których nie miałam wcześniej pojęcia i oczywiście smakołyków, których kosztowałam w każdej wolnej chwili :). Ten tydzień obfitował również w zdjęcia, nie tylko te modowe (których również nie brakowało). Falujące morze, słońce i ja uwiecznione zostały na co drugim ujęciu.
Wschody i zachody słońca, ciepły piasek pod stopami iiii wczesne pobudki, tego będzie mi brakowało najbardziej :)
Tym czasem pozdrawiam wszystkich z upalnego śląska ;)